"Kolekcja. Gori żyje ze Stalina" BR&Magazyn Centrum Biznesu i Sztuki Stary Browar - nr 26
index witryny
strona główna
wstecz








      Do Gruzji jeździ się oglądać piękne góry, zwiedzać średniowieczne kościoły, pić gruzińskie wino. My pojechaliśmy do Gori, rodzinnego miasta Stalina. Inspiracją była lektura książki Wojciecha Góreckiego "Toast za przodków". W reportażu zatytułowanym "Ikona" opisuje kolekcję lokalnego muzeum, która jest chyba unikalna w skali światowej. Reportaż ten powstał w 1998 r. podczas kręcenia filmu dokumentalnego na zlecenie TVP o przewrotnym tytule "Boskość Józefa Wisarionowicza Stalina w świetle najnowszych badań".
      Państwowy Dom-Muzeum Józefa Stalina znajduje się w centrum miasteczka, w małym parku, oczywiście przy alei Józefa Stalina, jak głoszą nowe tablice w języku gruzińskim i angielskim. Muzeum obejmuje trzy obiekty: pancerną salonkę, którą Stalin jechał na konferencję w Poczdamie, dom, w którym urodził się mały Józio (przeniesiony na to miejsce jak do skansenu i zabezpieczony dachem) oraz główny budynek muzeum stylizowany na włoski pałacyk z podcieniami. Kiedyś przed muzeum stał pomnik wodza, widzimy to na zdjęciu, ale teraz pozostały tylko wystające z ziemi druty zbrojeniowe. Usunęli na dobre, czy tylko remontują, trudno powiedzieć.
      Budynek muzeum jest ogromny, podobno mieszczą się tu jakieś specjalne biura i instytuty Centrum Naukowo-Badawczego Studiów nad Fenomenem J. W. Stalina. Dla zwiedzających udostępniono przestronne sale na piętrze. Jest tu tak dużo zdjęć i popiersi Józefa, że ciągle mam wrażenie, że na mnie patrzy. Na wszystkich swoich wizerunkach wódz jowialnie się uśmiecha. No może nie na tych z czasów szkolnych. Wtedy był poważny. Ambitny wzrok i zacięte usta. Ale duszę miał romantyczną, pisał wiersze.
      Jeden z nich, prezentowany w staromodnej gablocie wyłożonej pluszem, jest ponoć do dziś obecny w gruzińskich elementarzach. Są zdjęcia młodego komunisty z Leniem (ten ponoć przestrzegał towarzyszy przed tym "satrapą, Gruzinem, góralem"), są późniejsze z defilad na Placu Czerwonym oraz ujęcia "wielkiej trójki" z czasów konferencji pokojowych pod koniec II wojny światowej. Na ścianach fragmenty listów i rozkazów Stalina. Jest słynny "ni szagu nazad", czyli Rozkaz 227 z czasów walk o Stalingrad, który zabraniał kategorycznie odwrotu wojska bez rozkazu naczelnego dowództwa. Obok podpisana przez Stalina decyzja znosząca ukaz Lenina o zwalczaniu religii w ZSRR. Był to zabieg wodza, aby zdobyć poparcie całego narodu i cerkwi po wybuchu wojny z hitlerowcami. Jest też cytat słów Stalina (trudno stwierdzić, czy autentycznych) z przeprosinami za pomyłki i błędy, jakie mógł popełnić podczas swoich rządów. Niewiele opisów jest w języku angielskim, większość po rosyjsku. Za to na wszystkich podpisach zdjęć Stalin wymieniany jest jako pierwszy w kolejności, nawet jeżeli stoi w środku grupy. Pierwszeństwo wodzowi należy się zawsze, bez wyjątku. W jednej z sal panuje podniosła atmosfera. Okrągłą kolumnada, przytłumione światło. Tu prezentowana jest pośmiertna maska Stalina. Atmosfera jak w kaplicy.
            Dalej znajduje się kolekcja prezentów, które wódz otrzymywał od bratnich narodów. Między innymi talerz ceramiczny z dedykacją od pracowników Zakładów Chemiczno-Farbiarskich w Wałbrzychu z życzeniami na siedemdziesiąte urodziny wodza.
      W osobnej sali zebrano osobiste pamiątki po Stalinie. Jego fajka, mundur, fotel, biurko. I prezent od syna z dedykacją "od małego Wasi dla papy". Ale mały Wasyl nie cieszył się sympatią ojca. Tak samo zresztą jak jego starszy brat. Jakow był wojskowym i w czasie wojny dostał się pod Stalingradem do niewoli. Gdy Niemcy zaproponowali Stalinowi jego uwolnienie za feldmarszałka Paulusa, ten odmówił uznając za nieuzasadnioną wymianę porucznika na generała.
      Gdy w 2008 r. wojska Federacji Rosyjskiej zaatakowały Gruzję, pracownicy muzeum ratowali właśnie te najcenniejsze, bo osobiste pamiątki po Stalinie. Bez nich ta szczególna kolekcja straciła by swój unikalny charakter.

Iwona Kozłowiec

Zobacz inne artykuły.