"Eskapada - Niebiosa mogą poczekać..." BR&Magazyn Centrum Biznesu i Sztuki Stary Browar - nr 27
index witryny
strona główna
wstecz








      Wielu ludzi marzy o Wielkiej Wyprawie, najlepiej dookoła świata, to najbardziej pobudza wyobraźnię. Ale zwykle ten plan odkłada się na później, bo są inne ważniejsze w życiu rzeczy... Ale pewnego dnia, "później" jest już tuż, tuż... i co wtedy? Wtedy trzeba ogłosić wszem i wobec, że "Niebiosa mogą poczekać, jestem zajęty"!
      Leslie Carvall spędził życie bardzo aktywnie. Odnosił sukcesy zawodowe, ale i nie próżnował w wolnym czasie - ukończył kurs nurkowania, uzyskał licencję pilota helikoptera i samolotu, a w 1976 roku nawet zbudował i przetestował swój własny samolot. Ale gdy skończył siedemdziesiąt lat zauważył, że w towarzystwie młodych ludzi czuje się pomijany, brak wspólnych tematów. Jakby nie ważne było kim jest i to, co do tej pory osiągnął. Pewnego dnia rozmawiając z kolegami seniorami w elitarnym klubie jachtowym wpadł na oryginalny pomysł zorganizowania eskapady życia. Nie chodziło tylko o to, aby zrealizować jakieś tam marzenie, żeby przejechać samochodem dookoła kuli ziemskiej. Dla kogoś kto ma pieniądze to zbyt poste. Ta podróż miała mieć jakiś wyższy wymiar, miała przynieść spełnienie marzeń, i to marzeń nie tylko jej uczestników. I miała też po sobie pozostawić ślad. Takie były pierwsze założenia projektu, którego przygotowanie zajęło ponad dwa lata. Pod hasłem "Ostateczne wyzwanie" Leslie przekonał sponsorów do częściowego sfinansowania zakupu i wyposażenia na podróż dwóch samochodów terenowych Suzuki Jimnys. Kolejny sponsor, znana sieć hoteli, zgodził się gościć ich za darmo w swoich obiektach w Europie. A znajomi i znajomi znajomych na całym świecie pomagali załatwić wszystko, co w podróży miało okazać się konieczne do zrealizowania planu. Nie ma rzeczy niemożliwych!
      Myślą przewodnią wyprawy jest hasło "Uratować dzieci". Ciekawe, w jaki sposób można połączyć plan eskapady samochodowej przez trzy kontynenty z ideą ratowania dzieci. Jakich dzieci? Ratowania przed czym? Nie ważne! Pomysł polega na tym, że podczas wyprawy jest kręcony film, który dokumentuje przygody seniorów podróżników. Gotowy film będzie sprzedawany do różnych stacji telewizyjnych, a przychody z tego tytułu płynące będą (w końcu!) przekazywane do wybranych sierocińców lub innych instytucji pomocy dzieciom. I tak to spełnione marzenie seniorów podróżników ma ratować dzieci.
      Do ostatniej chwili plan był napięty. Jeszcze ostatnie przygotowania w warsztacie, jeszcze kurs pierwszej pomocy, i ... w końcu 31 marca 2013 roku dwie dwuosobowe załogi ruszyły z wielką pompą z Southampton - dokąd obydwa auta mają wrócić w połowie września akurat na Southampton Boat Show. Pierwszym punktem programu był znany wśród fanów motoryzacji tor wyścigowy w Nurburg w Niemczech. Ku uciesze Wyspiarzy bez większego problemu wjechali na słynny "Ring" i przejechali niezapomniane "kółka" w swoich terenówkach. Pierwsze marzenie zaliczone. Drugim marzeniem Lesa było spotkanie z Prezydentem Lechem Wałęsą, którego od lat cenił i podziwiał za jego rolę w obaleniu komunizmu. I to też się udało zrealizować. Podobno Prezydent przyjął nawet przychylnie sugestię, że skoro w tym roku kończy siedemdziesiąt lat, to już się nawet kwalifikuje na członka załogi projektu. Jednak tłumacząc się ilością obowiązków Lech Wałęsa nie podjął się udziału w tym przedsięwzięciu. Dalej trasa wiodła przez do Budapesztu, gdzie seniorzy podróżnicy zostali oficjalnie przyjęci w fabryce sponsora samochodów. Tam zmiana warty. Dwóch członków załogi wróciło do Wielkiej Brytanii, a Leslie z kamerzystą dojechali do ... Warszawy. Pierwotny plan zakładał, że z Węgier pojadą dalej przez Ukrainę, ale kamerzysta wciąż czekał na wizę rosyjską, a ku jego zdziwieniu, nie chciano wpuścić go do Ukrainy na podstawie kserokopii paszportu. Ach, szczęśliwi ci, dla których granice nie istnieją!
      Wyjazd poza granie Unii Europejskiej napawał Wyspiarzy pewną dozą niepewności. Na dalszy odcinek, który wiódł przez Ukrainę, Rosję i Kazachstan, a następne z powrotem do Rosji dołączył do Lesliego Mariusz w charakterze kierowcy, mechanika, tłumacza i przewodnika. Jak wszystkiego, także podróżowania trzeba się nauczyć, najlepiej od tych dla których podróż jest codziennością. Razem przejechali pierwsze wschodnie granice, przeszli wspólnie wypełnianie formularzy celnych pisanych nieznanym alfabetem, wyszukiwanie noclegów, rozszyfrowywanie menu w restauracjach, nie mówiąc już wizytach w przydrożnych warsztatach, gdzie delikatne samochody leczyły usterki nabyte na dziurawych rosyjskich drogach. Tu wszystko dla Anglików było nowe i nieznane. W Samarze lokalny oddział Suzuki przygotował konferencję prasową. Podobno przyleciał nawet ktoś z Moskwy. Wizyta w miejscowym domu dziecka i rozdanie drobnych upominków miała być miłym akcentem potwierdzającym, że przecież nie jadą dla przyjemności, że ta podróż ma wyższy cel. Do Nowosybirska dojechali zgodnie z planem. Tu nastąpiła kolejna zmiana załóg. Dołączyło dwóch nowych seniorów członków załogi z Wielkiej Brytanii, a dotychczasowy kamerzysta oraz przewodnik wrócili do domów. Mimo usilnych starań nie udało się znaleźć nikogo, kto na gwałt mógłby jechać z seniorami w nieznane po bezdrożach Mongolii w charakterze przewodnika na ten fragment podróży. Na tym najbardziej wymagającym odcinku musieli radzić sobie sami. I poradzili sobie! Choć początkowo, gdy z Ałtaju wjechali do Mongolii, na wszystkich znajomych, którzy śledzili ich poczynania na stronie internetowej projektu padł blady strach, bo "śledzik" wskazujący za pośrednictwem połączeń satelitarnych współrzędne lokalizacji samochodów seniorów niebezpiecznie stał w miejscu. Brak zasięgu telefonicznego na mongolskich stepach nie ułatwiał komunikacji. Co się stało, zachodzili wszyscy w głowę. Zatrzymano ich? Wypadek? Czy wszystko dobrze? Tak, prawie wszystko. Nawaliły połączenia satelitarne, akurat wtedy, gdy były najbardziej potrzebne. Jednak gdy wyprawa dojechała do Ułan Bator, nadrobiono zaległości komunikacyjne i medialne.
      Kolejny wjazd do Rosji nie był już tak straszny, wszystko wydało się dziwnie znajome i cywilizowane, a tacy wcześniej surowi rosyjscy celnicy na granicy mongolsko-rosyjskiej okazali się bardzo przyjaźni i koniecznie chcieli robić sobie zdjęcia przy podróżniczych samochodach. Dojazd do Władywostoku to już była kwestia kilku dni, wszystko poszło zgodnie z planem. Teraz tylko przegląd i naprawy samochodów u autoryzowanego dealera sponsora, potem załadunek do kontenera, nadanie na statek i niech płyną do Vancouver. A seniorzy wracają na zasłużony odpoczynek do domu. Urlop w podróży? Ależ nie! Dalej ratujemy dzieci! Już po kilku dniach od powrotu do Southampton na stronie projektu pojawiła się informacja o czeku na 1000 euro przekazanym dla miejscowego ośrodka "Save the Children".
      Projekt trwa. Ale najtrudniejsze odcinki już chyba za seniorami. Pokonali wiele trudności, przetrwali niewygody. Wyzwaniem były cale dnie spędzane za kierownicą, dziurawe drogi i techniczne problemy z samochodami. Ale któż ich powstrzyma?! Wszak chcieć to móc. I nigdy nie jest za późno na żadną eskapadę. Wszak niebiosa mogą poczekać, gdy ktoś jest aż tak zajęty.

Iwona Kozłowiec

Więcej o wyprawie na stronie:
http://www.heavencanwaitimbusy.com
zdjęcia i opis jednego z uczestników
Zobacz inne artykuły.