"Kazachstan 2030" - BR&Magazyn Centrum Biznesu i Sztuki Stary Browar - nr 31
index witryny
strona główna
wstecz








      Jeden ze spotkanych po drodze Kazachów z dumą stwierdza: "Kazachstan to bardzo bogaty kraj". Ma oczywiście na myśli bogate złoża ropy naftowej Tengiz u wybrzeży Morza Kaspijskiego, teraz eksploatowane przez międzynarodowe konsorcjum Tengizchevroil. "To czemu macie tu takie dziurawe drogi?", pytam. "Będzie lepiej", odpowiada wymijająco.
      Tak, Kazachstan to kraj lepszego jutra. Nawet za czasów sowieckich miał być krainą przyszłości. To tu Chruszczow na początku lat 60-tych w ramach projektu "Ziem Dziewiczych" nakazał realizować szalony plan nawracania rzek Amu Daria i Syr Daria, które dzięki nawodnieniu 250.000 km2 stepów przekształciły Kazachstan w jednego za największych producentów pszenicy na świecie. Cóż, szkoda, że kosztem wyschniętego Morza Aralskiego. To w Kazachstanie zbudowano kosmodrom Bajkonur, z którego radzieccy astronauci podbijali kosmos. Do dziś na północno-wschodnie zakątki kraju spadają "kosmiczne śmieci", czyli elementy odrzucane po starcie przez satelity i statki załogowe. Niejedna wiejska szopa ma tam dachy wykonane z blach najnowszych generacji. To w Kazachstanie przeprowadzano próby broni atomowej na poligonie nuklearnym w okolicach Semipałatyńska (dziś Semey). Niestety, w tym przypadku wizje świetlanej przyszłości ZSRR Kazachowie z okolic poligonu mogli nie raz dosłownie zobaczyć na własne oczy.
      Choć dziś Kazachstan to najbogatszy kraj Azji Centralnej, to kazachstańskie wioski wyglądają na bardzo biedne i zaniedbane, a i prowincjonalne miasteczka prezentują się niewiele lepiej. Nie ma talerzy telewizji satelitarnej, tylko tradycyjne anteny. Ulice dziurawe, a post-sowieckie blokowiska wyglądają na ciężko zrujnowane.
      Mimo długiej obecności i silnych wpływów Rosji na tym terenie, Kazachowie w dużym stopniu zachowali swą tożsamość. "Mimo że to naród młody", jak stwierdza posterunkowy przy punkcie kontroli, gdzie jak wszyscy innostrańcy musimy wpisać się do wielkiej księgi. On pewnie ma na myśli młode państwo Kazachstan, które istnieje samodzielnie po rozpadzie ZSRR w 1991 r. "Dopiero się tu wszystko buduje", mówi. Grunt, żeby było za co. Odkryte na dnie Morza Kaspijskiego złoża ropy już przyciągnęły zachodnie kapitały. Do tego węgiel, gaz, rudy żelaza i innych metali. Bogaci się kraj i bogaci się jego prezydent. A plany są ambitne. Hasło "Kazachstan 2030" widać wszędzie: na billbordach, ulicznych reklamach, neonach, autobusach miejskich. Na tyle lat rozłożony jest plan budowy i modernizacji państwa. Do 2030 roku, jak obiecuje prezydent swoim obywatelom, w całym Kazachstanie ma zapanować dobrobyt. A pierwszym krokiem do sukcesu jest nowa stolica - Astana, nacjonalnyj uspiech.
      "Astana" w języku kazachskim oznacza właśnie "stolicę". To dla ułatwienia. Żeby było jasne, że od grudnia 1997 roku to tu jest miasto stołeczne kraju, a nie w Ałamty. Początki dzisiejszej Astany sięgają roku 1824, kiedy to Rosjanie założyli w tym miejscu warownię o nazwie Akmoła (z kazachskiego "biała mogiła"). Jako miasto położone na półpustynnych stepach, Akmoła została wyznaczona przez Chruszczowa na centrum projektu "Ziem Dziewiczych". Wtedy nazwę zmieniono na Celinograd, czyli "miasto na ugorze". Gdy podjęto decyzję o przeniesieniu stolicy z Ałamty do Akmoły, to po raz trzeci zmieniono także nazwę miasta, tym razem na Astana.
      Kazachstan to faktycznie młody naród, także historycznie. Określenie "Kazach" pochodzi od tureckiego słowa oznaczającego swobodnego jeźdźca, wagabondę, wyrzutka społeczeństwa. (Nota bene, z tego samego źródła pochodzi określenie "Kozak", które przylgnęło do zbuntowanych chłopów na Ukrainie, ale to już inna historia.) Kazachowie tak naprawdę nigdy sami nie stworzyli struktur państwowych. Do czasów "denomadyzacji" w latach dwudziestych ubiegłego wieku, Kazachstan pozostawał największą na świecie populacją prowadzącą na poły koczowniczy tryb życia. Przymusowa kolektywizacja ludzi, którzy wcześniej żyli z wypasu bydła, koni i owiec miała na celu przemienienie ich w osiadłych farmerów. Jednak nieprzyzwyczajeni do rolnictwa umierali z głodu, a swoje stada - nie chcąc oddać ich w ręce nowej władzy - dosłownie wyżynali.
      Natomiast pierwsze plemiona, które zamieszkiwały tereny dzisiejszego Kazachstanu ok. 500 lat p.n.e. przynależały do ludów Scytyjskich z kultury Saka. To na te czasy jest datowany tak zwany "Altyn Adam" - "Złoty Człowiek" W rzeczywistości chodzi o kostium wojownika znaleziony w kurhanie w okolicy Esik, 60 km na wschód od Almaty. Składa się on z 4.000 elementów ze złota ozdobionych motywami zwierzęcymi. Kostium ten ma również 70 cm nakrycie głowy, strzeliście zakończone ku górze. Oryginał znaleziska znajduje się podobno w sejfach Kazachstańskiego Banku Narodowego, natomiast w Muzeum Prezydenckim w Astanie udostępniona jest replika znaleziska. Zresztą, będąc w Kazachstanie nie da się nie zauważyć Złotego Człowieka, gdyż jak kraj długi i szeroki pojawia się on wszędzie - na banerach, reklamach i hasłach propagandowych, tuż obok uśmiechniętego dobrotliwie prezydenta. I oczywistego hasła - "Kazachstan 2030"!
      Bo współczesny Kazachstan to przede wszystkim wielkie plany na przyszłość pod rządami prezydenta Nursułtana Nazarbajewa. Przejął on władzę w Kazachstanie w 1989 roku po fali demonstracji, które wybuchły, gdy na czele partii komunistycznej jako trzeci z kolei pierwszy sekretarz stanął nie-Kazach. Od tego czasu Nursułtan Nazarbajew niepodzielnie włada państwem. Nie ustąpił po rozpadzie ZSRR w 1991 r. (Kazachstan był ostatnią republiką, która się odłączyła od ZSRR). Choć wybory w 1994 r. zostały uznane za sfałszowane przez obserwatorów, to władza dalej pozostała w rękach Nazarbajewa. I jego "aksamitna dyktatura" nieustannie trwa. I podobno podczas ostatnich wyborów prezydenckich, które odbyły się w trybie przyspieszonym w 2011 roku, Nazarbajew uzyskał wynik 95,55% głosów! Opozycja w Kazachstanie ma zdecydowanie ciężko, ale tak zwani przeciętni obywatele popierają swojego prezydenta. Mimo promowania rodzinnych koneksji i korupcji, mimo cenzury i propagandy, w kraju dzieje się coraz lepiej.
      Gdy wjeżdżamy do Astany, na rogatkach zatrzymuje nas milicjant. Rutynowa kontrola, tak na przywitanie. Wszystko w porządku, tylko musimy obiecać, że zanim wjedziemy do miasta umyjemy nasz naznaczony trudami podróży samochód na pierwszej napotkanej myjni. "Tak brudnym autem do stolicy nie przystoi." Obiecujemy. I jedziemy prosto do centrum.
      W podróżach zasadniczo omijamy duże miasta, ale przyciągnęły nas jak magnes obrazy nowoczesnej stolicy zbudowanej - niczym Las Vegas - na pustyni, jako wizytówki realizacji wizji nowoczesnego państwa. Pieniądze mogą wiele. A przynajmniej pomagają, aby zrobić pierwsze wrażenie. Jeszcze mamy przed oczami biedne kazachstańskie wioski, te położone z dale od pól naftowych, we wschodniej części kraju. W tym kontekście architektura Astany robi wrażenie piorunujące. W oczach biednych ludzi z prowincji jawi się pewnie tak, jak Persopolis było postrzegane przez przybyszów z odległych zakątków imperium Dariusza... Ale fakt, nigdy nie ma drugiej szansy, aby zrobić pierwsze wrażenie. Przecież wielcy inwestorzy odwiedzają przede wszystkim stolicę. Mało kto zapuszcza się na prowincję. Tak jak bywalcy luksusowych restauracji raczej nie mają dostępu do ich kuchni i zaplecza.
      "Stare centrum" Astany to dość przeciętne duże miasto w stylu radzieckim, z szerokimi ulicami i blokowiskami z wieżowców. Jak w Rosji. Natomiast "nowe centrum" na południu miasta za rzeką Iszym to już skrzyżowanie paryskiej dzielnicy La Defense z Disneyland'em. Czy to jest ładne? A czy kicz może być ładny? Pewnie może. Ale nie ważne, czy ładne, czy nie. Ma robić wrażenie. I robi! Rozmachem, fantazją, przepychem i szybkością realizacji. O koszt przedsięwzięcia nikt nie pyta, choć nieoficjalnie mówi się o kwocie przewyższającej miliard dolarów.
      Zwiedzanie miasta zaczynam od Muzeum Prezydenckiego, które mieści się w budynku przypominającym jurtę w starej części miasta. Jest oczywiście piętro poświecone samemu patronowi, czyli kontynuacja starej dobrej tradycji kultu jednostki. Jest też kopia osławionej zbroi "Złotego Człowieka" i zakonserwowane w formalinie prehistoryczne fragmenty tkanki koni odkopanych w scytyjskich kurhanach. Do tego trochę malarstwa, przedmiotów codziennego użytku, sala poświęcona historii miasta.
      Teraz jedziemy zwiedzić nowe centrum, które lśni w pustynnym słońcu południa. Skwar jak na patelni, sam beton i szkło. Ale trudno oprzeć się pokusie. Uwagę przyciąga przede wszystkim umieszczony po środku szerokiego bulwaru symbol miasta - wieża Bajterek (jej wizerunek znajduje się na odwrocie banknotów waluty kazachstańskiej - tenege). Projekt miał nawiązywać do symboliki opowieści ludowej o mitycznym drzewie życia i magicznym ptaku szczęścia. Gdy ptak Samruk umieścił złożone przez siebie jajo między dwiema gałęziami topoli, drzewa podtrzymującego niebo, to przemieniło się ono w słońce. To mityczne jajo-słońce reprezentuje wielka kula o średnicy 22 metrów, w której znajduje się taras widokowy i galeria sztuki. Dalej w słońcu błyszczą dwie złote konstrukcje nazywane potocznie "puszkami piwa". A na końcu bulwaru znajduje się majestatyczny Ak Orda - Pałac Prezydencki. Kolejny ekscentryczny projekt to Piramida Pokoju i Pojednania, czyli globalne centrum porozumienia religijnego i kulturalnego. I jest jeszcze Chan Szatyr, czyli "Namiot Chana", największe w Azji Środkowej centrum rozrywkowo-handlowe. Wszystkie budowle uderzają przepychem i nowatorskimi rozwiązaniami architektonicznymi.
      Jednak ta nowa część Astany sprawia wrażenie wyludnionego, sterylnego miasta. Może to przez ten upał. Ale pewnie też niewielu ludzi stać na życie w tak luksusowych warunkach i nie na wszystkie biurowce znajdują się najemcy. Nie ważne. Gdy przybywają tu wycieczki turystów, głównie Kazachów, to zapewne z dumą i radością patrzą na rozmach i gest swojego prezydenta. Przynajmniej taki jest z pewnością cel tego projektu. Nowa stolica to przecież "sukces narodu", pierwszy krok w kierunku świetlanego jutra roku 2030.

Iwona Kozłowiec

Zobacz inne artykuły.