"Wyprawa nad wielką wodę / podróż do wody świętej", Brand Magazyn Centrum Biznesu i Sztuki Stary Browar, nr 15 2010
index witryny
strona główna
wstecz








      W wielu miejscach na świecie wodę się czci. Indianie Hopi z Arizony mają sympatycznego boga Kokopelli, który swoją grą na magicznym flecie może przywołać deszcz. Hindusi rytualnie obmywają się w Gangesie. Rzeka ma moc zmywania grzechów i skutków złych uczynków nie tylko z tego życia, ale i z poprzednich wcieleń! Nazwa chrześcijaństwa wywodzi się od określenia rytualnej kąpieli w rzece Jordan, której symbolicznie zażywali pierwsi wyznawcy tej religii. Szamani syberyjscy od wieków traktowali wszystkie rzeki i źródła z należytym szacunkiem. Wierzyli, że zamieszkujące tam duchy mogą pomóc w przypadku chorób, nieurodzaju, a nawet niepowodzeń małżeńskich.
      Jako święte traktują syberyjskie jezioro Bajkał lokalne plemiona Buriatów. Dawna legenda mówi o Bajkale jako potężnym, ale skąpym władcy. Wśród skał wydrążył ogromną szczelinę, do której skierował wody wszystkich okolicznych rzek. Jego jezioro miało być największym na świecie. I tak do Bajkału wpływało wiele rzek, ale żadna nie wypływała. Chciwy władca pojmał w ten sposób także potężną i niesforną rzekę Angarę. Ale ona próbowała uwolnić się z niewoli, pragnąc połączyć się ze swoim ukochanym Jenisejem. Pewnego dnia Angara zebrała wszystkie siły i uderzyła w otaczające jezioro góry. Skały nie wytrzymały siły naporu potężnej rzeki i rozstąpiły się, tworząc ogromną bramę, którą Angara - zatapiając wszystko na swej drodze - popłynęła na spotkanie oblubieńca. Władca Bajkału chciał zatrzymać Angarę, rzucając na jej drogę ogromne skały, lecz ona pokonywała wszystkie przeszkody. W końcu popłynęła daleko na północ i połączyła się z ukochanym.
Daleko od szosy
      Skoro woda jest święta, to i nasza podróż nad Bajkał miała w sobie coś w pielgrzymki. Nie polecieliśmy tam samolotem, nie pojechaliśmy koleją transsyberyjską. Nad Bajkał (a może i dalej na wschód) postanowiliśmy dotrzeć samochodem terenowym. Podróż w nieznane, bez dokładnych rozkładów jazdy, zarezerwowanych hoteli, z mapami sporządzonymi jeszcze w latach sowieckich, pokazującymi drogi, których nie ma. Noclegi w namiocie w tajdze, daleko od szosy i osiedli ludzkich, dla oszczędności i dla bezpieczeństwa.
      Oczywiście trasa także nie mogła być zwyczajna. Nad Bajkał nie dojechaliśmy główną drogą, która biegnie z Moskwy do Irkucka, ale wybraliśmy taką, która istniała, gdy budowano BAM, czyli Bajkalsko-Amurską Magistralę Kolejową, jako północne odgałęzienie kolei transsyberyjskiej. Trasę kolejową otwarto oficjalnie w 1991 roku i od tego czasu droga jest utrzymywana tylko przez lokalną ludność, na własne potrzeby. Największy problem stanowi brak mostów, ale to inna historia. Spędziliśmy w drodze w sumie dwa miesiące, a nad północny Bajkał dotarliśmy w połowie podróży, pokonawszy 11 tysięcy kilometrów.
       Siewierobajkalsk, duże miasto na północnym krańcu jeziora, robi na nas bardzo dobre wrażenie. Ludzie wydają się być otwarci i życzliwi. Śmiało do nas podchodzą, oglądają samochód, rozpoczynają rozmowę. Rzadko widuje się tu samochody z zagranicy. Większość turystów i podróżników, którzy są ciekawi okolic północnego Bajkału, dociera tu z Władywostoku lub z Moskwy koleją. Miasto powstało w latach 70., oczywiście przy okazji budowy BAM-u. Nie dziwi nas, że wśród socrealistycznej architektury ciekawą formą wyróżnia się jedynie budynek dworca kolejowego.
      Po zrobieniu zakupów na miejskim bazarze zachodzę jeszcze na pocztę. W okienku wita mnie uśmiechnięta twarz młodej Buriatki. Skośne oczy, wystające kości policzkowe, śniada cera. Kobieta od razu rozpoczyna rozmowę. Wypytuje, skąd i dokąd jedziemy, z dumą mówi o pięknym Bajkale. - U nas najpiękniejsza jest przyroda - stwierdza. Po chwili pyta: - A orzeszki cedrowe pani próbowała? Mówię, że właśnie kupiłam pakiet za 50 rubli. - Ojej, tak drogo! Gdybym wiedziała, to bym pani z domu przyniosła. Drzewa potocznie zwane tu cedrami to faktycznie limba syberyjska. Można ją poznać po tym, że jej igły wyrastają w pęczkach po pięć sztuk. Nasiona z szyszek limby cenione są jako smaczny przysmak, zwany właśnie orzeszkiem cedrowym.
Trzy supełki, jedno życzenie
      Tu, nad Bajkałem, to już Buriacja. Na ulicach dużo skośnookich mongolskich twarzy, a przy drodze często widzimy drzewka obwieszone kolorowymi szmatkami i flagami modlitewnymi. To drzewka modlitewne. Pierwotnie charakterystyczne były dla szamanizmu syberyjskiego, a wieszanie wstążek miało nieść prośby i modlitwy wiernych do lokalnych duchów. Wraz z pojawieniem się na tych terenach w XVIII wieku buddyzmu lamaickiego obydwie religie zaczęły ze sobą rywalizować. Jednak pod naciskiem ateistycznej władzy sowieckiej wykształciła się ich specyficzna mieszanka, która po upadku komunizmu rozpowszechniła się pod nazwą burchanizmu (choć inny prąd religijny o tej nazwie wywodzi się z Ałtaju, gdzie nazywany jest także Ak Dian, czyli "biała wiara").
      Teraz poprzez wieszanie buddyjskich flag i wiązanie kolorowych wstążek na drzewach tubylcy składają swoje prośby do boga Burchana. Tak tłumaczą nam to młodzi Rosjanie, których spotykamy na punkcie widokowym nad Bajkałem, gdzie zatrzymaliśmy się przygotować sobie naszą podróżniczą zupę. Dostajemy od nich po kawałeczku białej tkaniny i instruktaż: pomyśleć życzenie lub prośbę, zawiązać trzy supełki i rzucić coś na szczęście, parę kopiejek lub papierosy. - I nikt tego nie zbiera, nawet alkoholicy! - przekonuje nas Walerij, pracujący jako pomocnik maszynisty na BAM-ie. Jeździ na trasie Ust-Kut - Taksimo. Mariusz pyta, czy chciałby pojechać gdzieś dalej. Może by i chciał, ale po co. Mimo że go stać. Ma dobre zarobki, około 3 tysięcy złotych miesięcznie, z czego około jednej trzeciej idzie na płacenie alimentów żonie, która mieszka z dziećmi w Magistralnym.
      Przypadkowe spotkanie kończy się zaproszeniem do bani, czyli rosyjskiej sauny, której główną atrakcją jest smaganie brzozowymi lub dębowymi witkami. Taka bania to w tradycji rosyjskiej nie tylko sposób na utrzymanie higieny, ale i element lokalnej obyczajowości i życia towarzyskiego. Na Syberii uważa się także powszechnie, że bania leczy wszelkie dolegliwości, a nie pomoże tylko temu, kto do niej o własnych siłach nie wejdzie! Spotkanie z nowymi znajomymi toczy się miło, ale gdy zaczyna brakować alkoholu, nasi gospodarze stają się jacyś małomówni i skrępowani. Ot, starczy już próbowania sybirackiej gościnności, wracamy do tajgi.
To nie jest skansen
      Jedziemy 60 km na południe od Siewierobajkalska, do wsi Bajkalskoje. Najpierw zostawiamy samochód w centrum wioski, przy przystani. Tuż obok jest mała cerkiew, a dalej budynek "rybołowieckiego kołchozu" Pobieda z rysunkiem przedstawiającym rybaka i bajkalskie foki - nerpy. Z tyłu stoi świeżo pomalowany na srebrno pomnik kołchoźnicy i czołgisty z dzieckiem na ręku. W samej przystani znajdujemy kilka zardzewiałych łodzi, niektóre z symbolami sierpa i młota. Na pewno pamiętają dawne, może lepsze czasy. Pod głównym budynkiem portu stoją duże sanie na płozach, które służą do jeżdżenia po zmarzniętym Bajkale. Tak samo jak chatki na płozach obite skórami. Takie budki dla rybaków, żeby nie marzli zimą, jak siedzą nad przeręblą.
      Zarówno port, jak i cała wioska robią wrażenie uśpionych, co nadaje im uroku skansenu. Ale to nie skansen. Tu żyją ludzie. Mariusz wjeżdża naszą toyotą na klif, gdzie postanawiamy zatrzymać się na kilka dni. Ja robię zakupy w lokalnym sklepiku i zaraz ruszam w jego stronę. Po drodze pozdrawiam napotkaną Buriatkę uprzejmym zdrawstwujtie. Z uśmiechem odpowiada i pyta, czy do nich w gościnę przyjechaliśmy. Na to wygląda, wskazuję nasz samochód na klifie w oddali. - Bajkał piękny, pogoda się poprawia. Czego więcej trzeba? Witamy! Na odchodne jeszcze dodaje, że ryb w tym roku jest mało, ale od mieszkańców wioski można świeże mleko kupić. A tam dalej we wsi jest pompa. Dziękuję za wszystkie informacje. Teraz czujemy się tu już jak u siebie.
      Myślę o micie o potężnym władcy ujarzmiającym rzeki, gdy schodzę na brzeg Bajkału, żeby uzupełnić zapasy wody i zabrać je do naszego obozowiska na klifie. Oczywiście to legenda, ale opisuje w specyficzny sposób realia świata znanego dawnym ludom. Bo prawdą jest, że Bajkał to najstarsze i najgłębsze jezioro na świecie, że jego zasoby stanowią jedną piątą światowych zasobów wody słodkiej, że do Bajkału wpływa 336 rzek, a wypływa tylko jedna, Angara, która faktycznie łączy się z Jenisejem.
Bajecznie bogate
      Jedna z teorii pochodzenia nazwy jeziora wiąże ją ze starotureckim określeniem Baj?kul, co znaczy "bogate jezioro". Bajkał rzeczywiście słynął ze swoich bogactw: ogromnych ławic ryb oraz unikalnej fauny i flory. 35 procent gatunków bajkalskich roślin i 80 procent gatunków zwierząt to endemity - nie występują w żadnym innym miejscu na świecie! W Bajkale trwa też specyficzna równowaga organizmów produkujących i zużywających tlen, więc nawet pod lodem życie nie zamiera. Formy życia występują w warstwach, a stratyfikacja zależy od głębokości i dostępności światła. Ponoć na samym dnie żyją ryby, które nie mają oczu, ich skóra pozbawiona jest kompletnie pigmentu, a żywią się martwymi organizmami opadającymi na dno jeziora. Doskonała harmonia przyrody niezakłócona interwencją człowieka.
      Lokalne plemiona Buriatów szanowały Bajkał, bo ich żywił. Wraz z podbojem Syberii przez białych pojawili się tu rosyjscy osadnicy. Zaczęto polować na zwierzęta futerkowe (sobole dziś są prawie całkowicie przetrzebione), wycinać lasy, masowo odławiać ryby. Rabunkowa gospodarka sowiecka zniszczyła wielkie ławice ryb na skutek prowadzenia masowych połowów na wielkich statkach. Wędzone omule (to odmiana łososia i najczęściej poławiana bajkalska ryba) można kupić na miejskim bazarze w Siewierobajkalsku, ale w okolicznych wioskach rybacy w swoich małych łódkach ledwo łowią na własne potrzeby.
      Do środkowej Syberii jeszcze nie dotarły hasła o zrównoważonym rozwoju i ochronie środowiska. Bajkał na razie radzi sobie z zanieczyszczeniami przemysłowymi, jednak obecność kombinatów celulozowo-papierniczych na południowym wybrzeżu nie pozostaje bez wpływu na czystość wód powierzchniowych i okoliczne lasy. Następuje obumieranie planktonu, który jest biologicznym filtrem jeziora. A naturalna wymiana wód w Bajkale zachodzi bardzo powoli. Gdyby do Bajkału nie dopływała woda, a tylko uchodziła w takim tempie jak przez Angarę, to opróżnianie jeziora trwałoby 380 lat!
Wszystko się zmieniło
      Na pniu drzewa przy naszym obozowisku przysiadła starsza pani z pieskiem. Nie pytana, od razu zaczyna opowiadać. Urodziła się w tej wiosce, tu pochowani są jej rodzice. Sama mieszka w Bracku, ale co roku przyjeżdża do Bajkalskoje w odwiedziny do córki. - Cóż, tęsknię za rodzinnymi stronami, ale to nie to samo, co kiedyś. Dawniej ludzie uprawiali dużo warzyw i owoców, ryb w jeziorze było pod dostatkiem, a wszystkie tłuste i smaczne. Nawet w czasie wojny niczego nie brakowało. Potem zrobili kołchoz i wszystko się zmieniło. Ryb w Bajkale nie ma, młodzi piją, nic dobrego. Ale lubi tu przyjeżdżać. O, właśnie idzie nazbierać liści brzozy i różanecznika, który tu potocznie zwany jest bagulnikiem. Wskazuje na krzaczki wokół naszego namiotu. Wiosną pięknie kwitnie na różowo, a ususzone liście dodane do kąpieli dają przyjemny aromat. - I tak siedzę sobie zimą w Bracku, w moim mieszkaniu, a jak sobie kąpiel z bagulnikiem sprawię, to mi się rodzinne strony przypominają. A wywar z brzozy dodany do kąpieli zapobiega reumatyzmowi. Proszę na mnie popatrzeć. Mam 77 lat, a wciąż chodzę bez problemów.
      Nad Bajkałem spędzamy trzy dni. Spacery w ciągu dnia, wieczory przy ognisku. Zafascynowani obserwujemy, jak zmienia się Bajkał w ciągu doby. Prawdziwy spektakl światła i koloru. Wschód słońca to bogactwo odcieni różu i pomarańczu. W ciągu dnia nad taflą ciemnogranatowej wody na tle błękitu nieba pędzą kłębiaste chmury, gnane przez silne tu wiatry. Wieczorem zachwyca księżyc w pełni z jego rozmazanym odbiciem w wodzie. I cisza. Taka cisza, której nie można zaznać nigdzie w Europie. I tylko otoczaki na plaży pracowicie szlifują swoje krawędzie. Dla nich to kolejny dzień z miliardów lat ich życia, jak zauważa Mariusz.
      Gdy opuszczamy Bajkalskoje, zatrzymujemy się na chwilę w punkcie widokowym przy drodze, gdzie parę dni temu poznaliśmy młodych Rosjan. Dziś nad Bajkałem wiszą szare chmury. Pewnie lokalne duchy o coś się obraziły. Na wszelki wypadek wiążemy na szamańskim drzewku modlitewne wstążki i rzucamy na ziemię parę rubli. Może zapewni nam to dobrą wróżbę na naszą dalszą podróż w nieznane.

Iwona Kozłowiec

Zobacz inne artykuły.