targi off-roadowe Bad Kissingen artykuł z Polskiego Caravaningu
index witryny
strona główna
wstecz








      Targi off-roadowe w Bad Kissingen stały się już tradycją. Nie można oprzeć się wrażeniu, że off-road w Niemczech jest innym zjawiskiem od tego co znamy w Polsce. Dla nas to przede wszystkim rajdy z mniejszą lub większą ilością błota, dla Niemców i ich bliskich sąsiadów zachodniej Europy, to głównie specyficzna turystyka, uprawiana zwykle na piaskach Sahary, południowej Azji i tylko czasami na Syberii.
      Wracając do Bad Kissingen, pojawiłem się tutaj głównie z myślą nawiązania kontaktów z niemieckimi podróżnikami. Rok temu przyjechaliśmy tutaj Toyotą Land Cruiser, która mimo, że zaprawiona w wielu dalekich ekspedycjach, wyglądała mizernie pośród setek wyprawowych ciężarówek z zachodniej Europy. Natchnęło mnie to do zbudowania własnej ciężarówki campingowej 4x4. Tym razem pokazaliśmy się tu własną ciężarówką - GAZ66.
      Targi to tylko część komercyjna całego przedsięwzięcia, która potrafiła skupić na terenie cempingu ponad setkę off-roaderów różnej maści. Im bardziej zbliżaliśmy się do północnych obrzeży Bad Kissingen, tym więcej widzieliśmy terenówek na ulicach. Kręciły się różne marki samochodów, chociaż z nieukrywaną radością zauważyłem, że większość to Toyoty Land Cruiser. Nie widzieliśmy żadnych samorób, kleconych wieczorami po garażach. Wszystkie gadżety podokręcane do wozów, miały lśniące naklejki markowych producentów i żadne tam buble, najwyższa półka. To zwiastun przepisów jakie pewnie i do Polski zawitają, bez rządowego atestu to nawet gumki do wycieraczki nie wolno założyć.
      Dojeżdżamy do terenu zlotu podróżników, jak ogólnie nazwaliśmy cały ten spęd. W zeszłym roku byliśmy pierwszymi Polakami, którzy zawitali w to miejsce na dłużej niż tylko spacer po terenach targowych. W tym roku przyjechaliśmy silną ekipą ośmiu samochodów. Cieszę się, że w Polsce coraz więcej ludzi interesuje się turystyką kwalifikowaną, jak ja to nazywam. Wszyscy z naszej grupy byli zadowoleni, że tu przyjechali, niektórzy już przyrzekali powrót za rok.
      Nie tylko nas, zaskoczyła ilość uczestników. Okazało się, że na otaśmowanym, trawiastym zapleczu supermarketu, dawno nie ma już miejsca. Ale Niemców nic nie potrafi zbić z tropu. Zaraz zaanektowali przyległy do amerykańskiej bazy wojskowej teren i przywieźli pachnące kibelki. Impreza trwa od czwartku do niedzieli. Nie sposób obojętnie przechadzać się pośród tych pięknych maszyn, mając w głowie marzenia o kolejnych, dalekich ekspedycjach.
      Najpierw poszliśmy w kierunku górnych parkingów, spod których co 15 minut odjeżdżał autobus dowożący chętnych na tereny targów, oddalone od kempingu o dobrych kilka kilometrów. Zbliża się wieczór, więc na parkingach już niewiele samochodów, ale spotykamy niezwykle przyjaznego właściciela Unimoga, startującego w rajdach off-roadowych w całej Europie. W rajdzie Dakar robił za tragarza części zamiennych, w tym roku będzie startował także w rajdzie Berlin-Wrocław. Maszyna dopieszczona w każdym szczególiku. Szybkie dyfry pozwalają rozpędzić tego kolosa do 150km/h. Wymieniamy się adresami. Obok stoi Volkswagen LT, stara szafa szersza niż dłuższa. Produkowali takie z napędem na cztery koła na sztywnych mostach. Dużo ich tutaj w Bad Kissingen. Z pojedynczymi i podwójnymi kabinami oraz pięknie zakomponowanymi, luksusowo wyposażonymi budami kempingowymi na pace. Jest też kilka Mercedesów busów 4x4 i Sprintery Mantra 4x4.
      Schodzimy na teren kempingu, ciągle zjeżdżają nowe wozy. Wielka polana, która jeszcze przed godziną była pusta, jest już w połowie zapełniona. Namioty porozbijane w większości na dachach Toyot, Defenderów i Geland. Jest kilka przyczep off-roadowo kempingowych. To po prostu raj dla ludzi, którym w głowie ciągle pracuje jakiś silniczek, a dłonie nawykłe są do trzymania kierownicy. Dobrze, że nasze panie nas znają i rozumieją, nie patrzą z pobłażliwością jak wypstrykujemy kolejną kliszę i zaglądamy pod każde zawieszenie, świat dla nas teraz ogranicza się do czterech kółek. Patrzą z miłością i akceptacją, takie kobitki to skarb. Nie czuję się jak mały chłopiec wyżebrujący jeszcze jedną godzinkę na zabawę samochodzikami, raczej jak mężczyzna z pasją.
      Ciężarówki, bo te nas najbardziej interesują, są różnej maści. Najwięcej oczywiście Unimogów, od tych z lat sześćdziesiątych, po te najnowsze. Many, VW-Many, Magirusy, Hanomagi, IFA'y, Mercedesy oraz samoróby na podwoziach Unimoga. Bardzo dużo z nich jest na sprzedaż. Pomiędzy te kolosy powciskane jak rodzynki w ciasto, stoją maluchy. Większość to Toyoty Land Cruiser, tylko kilka to nowe J9 i J10, jest też trochę J4. Spanie mają urządzone albo we wnętrzu albo, w krótszych wersjach nadwoziowych, w namiotach dachowych w kilkunastu odmianach. Nawet J40 krótsza od mojej J70, jest przystosowana podróżniczo, a namiot dachowy zwiesza się z tyłu na podpartej o ziemię półce. O wiele mniej od Toyot jest Land Roverów i to tylko w modelu Defender. Przeważają wersje wagon, ale jest też kilkanaście pick-upów z pojedynczymi i podwójnymi kabinami oraz zabudową kempingową. Gelenady są nieliczne, a Nissany to tylko dwa widzieliśmy.
      Wyposażenie samochodów głównie przystosowane na pustynię, bardzo mało wyciągarek, mało opon błotnych, liftów zawieszeń i ciężkich osłon podwozia. Za to trapy na każdym wozie zwieszają się po obu stronach, wymyślne mocowania kanistrów zaskakują pomysłowością. Samochody wyglądają tak jakby były dopieszczane każdego wieczora przez kilka lat. Każda półka, każdy wieszak, śrubka czy listewka, ma swój wygląd pasujący do reszty, nic nie odstaje, nie zwisa i nie niszczeje nie używane. Właśnie, te wozy są często używane w terenie, przynajmniej opony i trapy zdradzają taki fakt. W większości użytkownicy tych samochodów to zwykli ludzie, bardzo często ich spracowane dłonie każą myśleć, że nie siedzą za biurkiem. Średnia wieku to 45 lat. Nasz sąsiad na trawniku przyjechał samotnie. Sam, pierwszy przyszedł się przywitać. Zdziwił się że jesteśmy z Polski, poczęstowaliśmy go kielichem na rozchód. Opowiadał o swoich trasach w Afryce i Nowej Zelandii. Niezwykle przyjazny, wszyscy tu są tacy.
      Po dziesiątej wieczór na kempingu zapadła cisza i mrok, tylko polski kącik balował do późna, hałasując dopóki blady świt nie wygnał nas do śpiwora. Ranek przywitał nas ciepłem słońca. Autobus wywiózł nas na jakiś teren poligonu. Gdzie rozstawiono kilka namiotów i kilkadziesiąt stanowisk wystawienniczych. Wejście na teren targów jest płatne 9EUR za jeden dzień lub 12EUR za wszystkie dni wystawiennicze. Już od progu nęcą nas wystawcy namiotów dachowych. Kilkanaście rodzajów mocowań, wielkości, sposobów składania i wyposażenia. Jacek podgląda okiem technika jak to jest zrobione. Cena zmusza nas do kombinowania w głowie jak to zrobić samemu w Polsce. Po prawej stoi kilka amerykanów, dumnie powiewa przytroczona do czarnej półciężarówki, flaga amerykańska. Dalej stoją Defendery. Jakie one powydziwiane, reflektory w opływowej obudowie na masce, wysokie lifty zawieszeń, plastykowe trapy, ponoć bardziej wytrzymałe od metalowych - 165EUR za parę. Po lewej stoisko z Gelandami. Sportowe do szybkich rajdów, zrobione z klatki rur a na nie nakładane coś plastykowego co wygląda jak Gelanda, nieprawdopodobne lifty zawieszeń na podwójnych sprężynach i podwójnych amortyzatorach. I jak tu wierzyć reklamom, że Pajero od lat wygrywa Dakar, a przecież to nie Pajero tylko trochę rur i plastykowa nakładka ala Pajero, jak przebranie na halloween. Dalej przycupnęło Aro w kilku rozmiarach, a po prawej z kolei to co lubię najbardziej, Unimog 6x6, prawie 14 ton żywej wagi i off-roadowy hotel na kółkach. To dla firm które trudnią się wywozem żądnych wrażeń turystów w dzikie rejony świata, którzy chcą zachować maksymalny luksus.
      Pod wielkim namiotem stoją Wranglery z chyba półmetrowymi liftami na podwójnych sprężynach, ale podwójnych w pionie, oraz przekładnią kierowniczą bez twardego połączenia z drążkami kierowniczymi. Jest kilka rodzinnych firemek trudniących się wytwarzaniem zabudów kempingowych do Toyot albo przystosowywaniem J10 do trudów Sahary. Kilkanaście firm sprzedających wszelkie możliwe wyposażenie dla podróżników, nawet takie, którego zastosowania trudno się domyślić. Na końcu namiotu Czesi sprzedają swoje wyciągarki. Po lewej ktoś wystawia Many z zabudową kempingową, dalej nowatorskie rozwiązania blokad mostów do Toyot, oraz producent przyczep kempingowych off-roadowych. Jedna taka wciąż jest testowana na torze przeszkód, jaki otacza niemal cały, bardzo rozległy teren targów.
      Pogoda się nagle psuje i spada zimna ulewa. Nie demobilizuje to ani zwiedzających ani wystawców. Zwiedzamy kolejne małe namiociki, w których można obejrzeć przetestować i zakupić gadżety off-roadowe o jakich nam się nie śniło. Ceny targowe, ale i tak dla naszej kieszeni za wysokie. Oglądamy ciężarówki z truck-trialu i pokaz firm trudniących się także uatrakcyjnianiem imprez off-roadowych, zabawy na wysokości na linach, wspinaczka po sztucznej ścianie, quady itp. Dalej stoją wozy ratownictwa górskiego i drogowego, też oczywiście terenowe i wyposażone po zęby. Osobny dział to rajdówki terenowe, chociaż akurat ten namiot pobieżnie obejrzeliśmy.
      Stało kilka maszyn z Camel Trophy, kilka Hammerów, jednym można było się nawet przejechać za 5EUR. Do dyspozycji były też ciężarówki na specjalnym torze, zabawa w błocie na maleńkich wózkach 6x6 lub 8x8, którym gąsienice zastąpiono małymi sztywno zawieszonymi kółkami. Po torze śmigał też pojazd gąsienicowy z przyczepą tak samo zawieszoną. Testowane były wyprawowe Toyoty J10 itd. itp. Głowa może rozboleć o tego sprzętu jaki tu zgromadzono. Nie ma chyba pasjonata motoryzacji off-roadowej, który nie znalazłby tu czegoś dla siebie. Widziałem nawet Toyotę J6 pick-up, znawcy rzeczy wiedzą, że to samoróba. Nie jest moim celem wyliczanie wszystkich atrakcji, a raczej zachęcenie Was do odwiedzenia kolejnej edycji wystawy w przyszłym roku. W samym centrum targów oglądaliśmy hydrauliczne monstra wyciągarek dla Unimogów i staruszka z 1974 na sprzedaż za 10000EUR, strasznie się na niego napaliłem. W głowie zaczęły mi trybiki latać jak tłoki w silniku Formuły 1. Już wiedziałem jak go przysposobić do swoich potrzeb, jak go wyremontować, co zmienić, a co zostawić. Ostudziła mnie tylko świadomość, że już jedną ciężarówkę mam na składzie.
      O dobrodziejstwach targów w Bad Kissingen, można by napisać książkę. Po kilku godzinach łazęgowania po wystawie, poczułem się zmęczony, jak bym nawąchał się zbyt wielu gatunków perfum i stracił chwilowo zmysł powonienia. Przytłoczyła mnie ta mnogość ciekawych rzeczy, nowych pomysłów, wspaniałych maszyn. Dotąd myślałem, że znalazłem się w raju samochodziarzy, ale z pustym portfelem to piekło. Czeski alkohol pozwolił nam w miarę spokojnie i w dobrych humorach przetrwać dwie noce na kempingu przy targach off-roadowych. Wyjeżdżając ciągle spierałem się sam ze sobą w głowie, w którym kierunku dalej pójść, czy ciężarówki 4x4, czy dalej rozbudowywać Toyotę, a może powrót do motocykli i wiatr we włosach. Pobyt na targach był dla mnie błogosławieństwem, bo dodał skrzydeł moim marzeniom, ale był tez przekleństwem, sprawił że poczułem się jak biedny kuzyn ze wsi, który przyjechał do miasta i stać go tylko na bilet powrotny. Zobaczyłem jak daleką jeszcze drogę mam przed sobą w temacie off-roadu podróżniczego.

mariusz reweda

zobacz również zdjęcia z
targów
artykuł z "Off-road.pl" o targach w Bad Kissingen

Zobacz inne artykuły.