FWT Homepage Translator

COŚ DLA JEŻDŻĄCYCH BOKIEM - trasa turystyczna północna Rosja
index witryny
strona główna
wstecz
Ściągnij i skorzystaj. Jeśli ci się spodoba to wspomóż podróżnika, który poświęcił czas i energię aby to ci udostępnić. 100zł to dla mnie jeden dzień podróżowania, ale nawet za 5zł będę ci ogromnie wdzięczny.
mariusz reweda
74 1030 0019 0109 8513 9491 0012










      Trasa powstała podczas naszego powrotu z centralnej Azji. Wiedzie z Jekaterynburga, przez niski Ural do Permu, a stamtąd nową drogą do Kirowa, ale przez północne rejony tajgi, blisko granicy republiki Komi. Z Kirowa udaliśmy się na północ, główną drogą do Syktywkaru, nie dojechaliśmy jednak do niego i skręciliśmy na zachód przez interior w kierunku stolicy Dziadka Mroza - Wieligiego Ustjuga. Następnie pojechaliśmy w miarę najgłówniejszą drogą do Wołogdy i potem na północny zachód do jeziora Oniegą, okrążając je od zachodu dotarliśmy do Pietrozawodzka, gdzie trasa się kończy. Plik do MapSource'a zawiera punkty i tracki.
      Według Mariusza Wilka rosyjska wieś nigdy się nie podniosła po rewolucji Lenina. Jednakże jadąc tą trasą można poczuć się jakby w innym wieku. Mijane wsie przykuwają wzrok swoim niecodziennym wizerunkiem spokoju i naturalności, w krajobrazie tajgi i nielicznych pól uprawnych. Prawie wszystkie domki są zbudowane z drewnianych bali. Niektóre ocieplone i obite deskami. Obowiązkowo z misternie rzeźbionymi okiennicami i okapami, malowanymi na jaskrawe kolory. Po nędznych drogach nie włóczą się pijacy, mimo że większość kołchozów i leschozów padła. Tylko gdzieniegdzie odradza się przemysł leśny, ale już w prywatnych rękach. Młodzi prawie w 100% wyjechali, pozostali emeryci i ci co nie potrafili zacząć od nowa. Czasami ma się wrażenie jakby się było w domu starców. Krzepcy dziadkowie koszą trawę kosami, pucułowate babinki noszą wodę we wiadrach. Czasami można spotkać wóz drabiniasty i pędzoną kijkiem po drodze łaciatą krowę. Nie ma młodzieży, więc nie ma wandalizmu i łobuzerstwa, nikogo tu energia już nie rozpiera. Prawie każdy jest samowystarczalny. W małych ogródkach obstawionych drewnianymi, walącymi się płotkami, uprawiają wszystko czego im potrzeba. Krowa daje mleko, a las jagody i grzyby, czasami zwierzynę. Niektórzy mogli by powiedzieć, że to miejsce śmierci, po zapadniętych dachach domków widać kto już odszedł. Ja jednak uważam te wioski za oazę spokoju i ciszy, nieodparcie skłaniające do zadumy i refleksji nad tym co 500km na południe pulsuje w wielkich miastach. Ludzie są tu przyjaźni i uczynni. Można się zatrzymać na środku wsi i zostać na dłużej. Produkty żywnościowe każdy kupi od tzw. gospodarza za niewielkie pieniądze. Gwarantowana jakość i brak jakiejkolwiek chemii. Wiem, że w Polsce ludzie kojarzą rosyjską wieś z obdrapanymi, walącymi się budynkami państwowych kołchozów, zarośniętymi w trawie kombajnami, pijakami pod sklepem, młodzieżą zdolną urwać turyście łeb za paczkę papierosów, stagnacją, upadkiem, biedą, brakiem jakiejkolwiek kultury. Oczywiście tak wygląda większość wsi rosyjskich, zwłaszcza tych bliżej cywilizacji. Jednak wieś na dalekiej Syberii i ta na północy Rosji europejskiej, jest inna. Jakby trudne warunki życia odgrodziły ją od zła tego świata i zakonserwowały. Z całego serca polecam przejażdżkę po tej trasie, zwłaszcza tym co przedkładają wrażliwość, w sensie percepcji delikatnych nut otaczającej nas rzeczywistości, nad instynkty zdobywcy. Tym, spośród Was, którzy wrażliwość rozumieją jako zadumę nad losem ludzi w biedzie i z bólem serca patrzą jak staruszka podpiera kijkiem powałę drewnianej chatki, bo ze starości wali się jej na głowę, nie polecam tej podróży. Warto, jak sądzę, spojrzeć na los tych ludzi, z boku, jako obserwator, tak jak patrzy się na przyrodę. Nie uratujemy świata kiedy krzykniemy do zajączka - uciekaj! - kiedy wilk na niego się czai. Świat prawdziwej wsi rosyjskiej przemija, razem z tymi staruszkami, ich zasadami moralnymi, obyczajami, pamięcią dni które przeminęły, marzeniami których nie zrealizowali, przepisami na powidła z jagód i naparami z ziół na podagrę. Warto go zobaczyć zanim pojawią się w tych miejscach nowe dacze obite sidingiem i z BMW X5 pod bramą.
      A teraz trochę szczegółów dla śmiałków, którzy się tam zapuszczą w wakacyjny czas. A więc patrząc od strony miasta Perm, bo stamtąd jechaliśmy. Miasto nie jest jaką wielką atrakcją, powiedziałbym raczej jest szare i nijakie. W innym miejscu opisywałem je dokładnie. A więc wyjeżdżając z miasta na zachód skierowaliśmy się niedługo na północ nową drogą, ale już trochę zniszczoną przez TIRy. Z początku wiedzie ona po bezkresnych obszarach podmokłych pól i potem tajgi. Ale po drodze mija się zapomniane przez boga i partię małe miasteczka, warto w nich się zatrzymać i zobaczyć jak życie na rubieżach cywilizacji płynie. Nocleg w punkcie [310] to zapomniana, ślepa droga nad torfowym jeziorkiem, pośród suchych lasów. Punkt [319] to cywilizacja Biełaj Hołunicy, gdzie z Kirowa przyjeżdżają letnicy nad jezioro. Odcinek drogi Kirow - Syktywkar nie należy do przyjemnych. Odnawiają asfalt, ale starą metodą i pewnie nie długo pociągnie, tyle tu TIRów. Ciekawie zaczyna dopiero się od momentu zjechania na zachód, w kierunku Łuzy.
      Wąska droga asfaltowa wije się po drewnianych wsiach jak z bajki. Nocleg znaleźliśmy w punkcie [367], w pięknym, świerkowym lesie, z mnóstwem jagód, grzybów i bez komarów. Na granicy województwa kirowskiego asfalt się kończy, ale piękne krajobrazy rosyjskiej wsi nie ustępują. Wjeżdżając do Lalska warto zarezerwować sobie nieco czasu na obejrzenie ogromnego klasztoru i cerkwi w ruinie [394]. Warto także przyjrzeć się starym, można powiedzieć postkolonialnym, budynkom drewnianym sprzed rewolucji Lenina. Atmosferę tego miasteczka przedkładam osobiście ponad Petersburg i na pewno tam jeszcze wrócę, a do Petersburga tylko z obowiązku. Łuza to już zupełnie inna bajka. To hałaśliwe miasto, z mnóstwem samochodów na błotnistych ulicach, harmiderem ludzkich spraw do załatwienia w gminie. Warto tu tylko obejrzeć stare, drewniane domy piętrowe, zniszczone ale dające wspaniały detal dla amatorów fotografii. Dalej trasa wiedzie w kierunku Wielikiego Ustjuga. Spaliśmy jednak przed nim, w lesie świerkowym, punkt [424]. Przed miastem należy przeprawić się promem po szerokiej północnej Dwinie. Ustjug [437] zwraca uwagę swoim spokojem, względnym rozwojem gospodarczym, no i... ciekawymi ludźmi jakich można tam spotkać. 5km za miastem, na zachód jest kiczowate do granic przesady centrum Dziadka Mroza [442], oj Rosjanie muszą się jeszcze wiele nauczyć w drodze do cywilizacji zachodniej. Dalej skręcamy na południe i już po asfalcie pędzimy główną, ale nie zatłoczoną drogą w kierunku Wołogdy. Po drodze ciekawe wioseczki zatopione w podmokłej tajdze. Spaliśmy w punkcie [481], ale nie polecam go nikomu, moczary, hałas drogi i grzybiarze. Wołogdę, tak jak Perm i Kirow opisałem w książce Azja2005, więc nie będę się kopiował. Skierowaliśmy się z miasta na północny-zachód w kierunku jeziora Oniega. Spaliśmy niedaleko Fierapontowa, w tajdze punkt [528]. We wiosce mieści się zapomniany klasztor wpisany na listę UNESCO. Moim zdaniem gdyby nie nędzne freski, działające bardziej na wyobraźnię archeologa niż na poczucie estetyki turysty, w ogóle nie warto tam zaglądać. Ale jednak może na chwilę przycupnąć z boku i przemyśleć kilka nasuwających się refleksji na temat nowoczesnej turystyki rosyjskiej, pełno tam bowiem studentów sztuk pięknych i bogatszych Rosjan z wielkich miast [248]. Niedaleko, w Kiriłowie jest jeszcze większy klasztor. Dalej kierowaliśmy się na północ, wzdłuż kanału biełamorskiego. Minęliśmy Wytegrę, z jej wielką śluzą dla statków pełnomorskich. Wcześniej można nocować w rozległych, suchych lasach sosnowych wokół punktów [537] i [542]. Za Wytegrą budują drogę, ale na razie jest szuter. W punkcie [557] można podziwiać leciwą, drewnianą cerkiew w stylu tych z wysp Kiży. Warto zatrzymać się na dłużej. Dalej skręcamy na Pietrozawodzk, wzdłuż zachodniego brzegu jeziora Oniega i znajdujemy nocleg w bajkowym krajobrazie na piaskowej plaży, punkt [586]. Trzeba jednak mieć samochód terenowy aby przedrzeć się przez torf, podmokłe lasy świerkowe i piach, wszystko to wprost cudowne, dla amatorów dzikiej przyrody. Następnego dnia ruszamy przeklęcie dziurawą szutrówką dalej na północ. Warto zatrzymać się przy pięknej, starej, drewnianej cerkwi w stylu Kiży, punkt [590]. Nie wyobrażam sobie aby nie podziałał na Was spokój tego miejsca. W cmentarzyku za cerkwią odszukałem groby z XIX wieku, aż trudno uwierzyć, że kamień omszały w trawie jeszcze nie zapomniał kto pod nim leży. W punkcie [587] odnajdziecie warowną cerkiew, tyle że piękniejszą niż w Uluczu. W punkcie [595] możecie nacieszyć się piaszczystym wybrzeżem jeziora Oniega. A w punkcie [621] odnajdziecie nabrzeże w Pietrozawodzku, skąd odpływają wodoloty na wyspy Kiży, ale mnie nie było stać na bilet.
Mariusz Reweda

Mogę udzielić szczegółowych informacji na temat trasy.

Zobacz inne trasy w zasobniku:
COŚ DLA JEŻDŻĄCYCH BOKIEM.