"Samarkanda - śladami Timura", Czwarty wymiar 2010/2
index witryny
strona główna
wstecz








SAMARKANDA - śladami Timura
Samarkanda, najpiękniejsze oblicze,
jakie Ziemia kiedykolwiek zwróciła ku Słońcu
Amin Maalouf, "Samarkanda"

      Pragnienie, aby odwiedzić Samarkandę zrodziło się w mojej głowie, kiedy kilkanaście lat temu przeczytałam książkę Amina Maaloufa z nazwą tego mitycznego miasta w tytule. Wtedy nawet nie wiedziałam, że ta dawna stolica imperium Tamerlana leży w dzisiejszym Uzbekistanie. Po latach udaje mi się spełnić marzenie, jedziemy do Samarkandy. Nie spodziewam się wiele, ale choćby kilka śladów dawnej świetności zatopione wśród post-sowieckiej architektury może pobudzić moją wyobraźnię.

      Gdy tylko wjeżdżamy do miasta, od razu widać, że coś się święci. Prace porządkowe, czyny społeczne, dekoracje na ulicach. Fakt, za tydzień będą oficjalne obchody rocznicy 2.750-lecia miasta! Samarkanda jest jednym z najdłużej zamieszkanych miast świata. Mimo swej długiej historii, główne zabytki, które dziś można tu oglądać wśród typowej sowiecko-azjatyckiej zabudowy, to pochodzące z przełomu XIV i XV wieku dzieło Tamerlana i jago następców. Sam wódz jest zresztą w Samarkandzie pochowany w mauzoleum Guri Amir wraz ze swoją rodziną, żonami, faworytami, nałożnicami i nauczycielami. Tu również spoczywa jego wybitny wnuk o imieniu Ulugbek. Sam Tamerlan (o którym mówi się tutaj Amir Timur) - jak żywy, choć nadludzkich rozmiarów - zasiada na pomnikowym tronie przy skrzyżowaniu głównych ulic miasta, tuż przy hotelu "Samarkanda". To tu wszystkie pary młodożeńców przyjeżdżają na obowiązkowe zdjęcie pamiątkowe. Podobno Tamerlan zbudował dla siebie grobowiec w swym rodzinnym mieście Shakhrisabz, jednak zmarł nagle w 1405 roku na zapalenie płuc, gdy szykował się do inwazji na Chiny. Była zima i śnieg zasypał górskie przełęcze, więc wodza pochowano w stolicy jego imperium. W 1941 r. radziecki antropolog Michaił Gierasimow otworzył grobowiec Tamerlana i stwierdził, że był to człowiek jak na swoje czasy bardzo wysoki (1,70 m wzrostu), ułomny na prawą nogę i ramię na skutek ran odniesionych w bojach. Ponoć po otwarciu grobowca znalazł na grobie napis: "Ktokolwiek to otworzy, zostanie pokonany przez wroga straszniejszego niż on." Następnego dnia (22 czerwca 1941 roku) nastąpiła inwazja Niemiec hitlerowskich na ZSRR. W sklepiku z suwenirami przy mauzoleum przeglądam małą książeczkę o życiu Tamerlana, wydaną po angielsku w Uzbekistanie w 2000 roku. Czytam pierwsze zdanie: "Teraz, gdy z woli boskiej upadło czerwone imperium naród nasz może zagłębić się w swoją historię i tożsamość". No tak, piękna pochwała patriotyzmu uzbeckiego, którego Tamerlan jest świeżo przysposobionym symbolem.
      Główne zabytki turystyczne Samarkandy to Registan - czyli trzy medresdy (islamskie szkoły koraniczne) ustawione tak, że tworzą otoczony z trzech stron plac zamknięty przez ich frontony z orientalnymi bramami. Ozdobione są one typowe dla tej części świata mozaikami z granatowo-biało-zielonych płytek i charakterystycznymi dla islamu arabeskami, czyli ozdobnie zapisanymi cytatami z Koranu i wzorami geometrycznymi. Ciekawostką jest to, że fronton jednego z budynków, Medresy Sher Dor (co znaczy "posiadający siłę lwa"), narusza jedno z praw islamu, które zakazuje przedstawiania istot stworzenia boskiego. Nad szczytami bramy prowadzącej do tej medresy czuwają dwa lwy (wyglądające jak tygrysy!), znad których z kolei wystają dwie twarze, przypominające wschodzące (lub zachodzące) słońca. Bywało, że w Samarkandzie uczyło się ponad 10 tysięcy studentów, którzy zamieszkiwali właśnie w tych dawnych muzułmańskich niby szkołach z internatem, niby klasztorach. W dawnych czasach świat wschodu hołubił mędrców, astrologów, medyków, poetów. Szkoda, że ich wiedza w tak wielu przypadkach przepadła wraz z nadejściem nowych władców, nowych czasów. Tak to już działo się w historii, że "barbarzyńcy" podbijali "tych cywilizowanych" i nie potrafili lub nie chcieli docenić zdobywczy intelektualnych swoich poddanych i sąsiadów.
      Upał jest ogromny. Zanim udamy się w kierunku medres, Mariusz zażywa orzeźwiającej kąpieli w jednej w miejskich fontann, ku uciesze lokalnej dziatwy. Niestety, przy okazji okazuje się, że jego super zegarek podróżniczy nie jest jednak wodoszczelny... Zasiadamy na zieloną herbatkę na piętrze gwarnej restauracji "Lyabi Gor", naprzeciwko Registanu. To dobre miejsce, żeby schronić się przed upałem i poobserwować ulice Samarkandy. Obserwuję z góry, jak dwóch starszych jegomości rozgrywa partyjkę w grę planszową na ustawionym na chodniku stoliku, a otaczający ich tłum przechodniów żywiołowo im dopinguje. Przypominam sobie, że gdzieś czytałam, iż Tamerlan lubował się w grze w szachy. Nic dziwnego. Jako wódz i strateg wierzył, że rozwijają one umysł i zdolności taktycznego myślenia.
      Nie mamy ochoty opuszczać naszego przyjemnego cienia restauracji. Komfortowo rozłożyliśmy się na typowych w Uzbekistanie siedzeniach na kształt drewnianych łóżek z mnóstwem poduszek i niskim stolikiem pośrodku. Po chwili, skuszeni zapachami unoszącymi się z kuchni, zamawiamy klasyczne danie uzbeckie, czyli szaszłyk z barana dla Mariusza, zawiesistą zupę warzywną dla mnie, do tego pyszny uzbecki chleb nan i sałatki. Robi się z tego niezła uczta. Uzbekistan to chyba jedyny kraj poza Indiami, gdzie stać nas na to, by pójść do restauracji znajdującej się tuż obok najważniejszego zabytku w mieście!
      Do samego Registanu i tak na razie wejść tam nie możemy. Dowiadujemy się, że codziennie od 15:00 do późnego wieczora trwają próby przed przedstawieniem rocznicowym, które ma się tu odbyć za tydzień, a gościem specjalnym ma być sam prezydent Islom Karimov. Specjalnie zbudowano scenę, jest widowiskowe oświetlenie i system nagłaśniający. Jest też mnóstwo policjantów, którzy pilnują, aby osoby postronne nie zbliżały się zbyt blisko do murów budowli. A szkoda, bo zjechali się przedstawiciele różnych grup etnicznych i regionów Uzbekistanu. Wszyscy będą się prezentować podczas wielkiej akademii. Do lodziarni pod chmurką, gdzie się przenieśliśmy, przyszła grupa folklorystyczna z regionu Karakalpakstan z północno-zachodniej części kraju. Dziewczyny są pięknie ubrane, wzrok przykuwają ich ciężkie metalowe ozdoby i równie ciężkie makijaże. Warto dodać, że wiele uzbeckich kobiet malując oczy czarną kredką łączy sobie brwi w jedną kreskę. Tu akurat jest to uważane na atrybut kobiecej urody. Próbujemy coś więcej dowiedzieć się o zespole, ale artystki słabo mówią po rosyjsku (jak większość młodego pokolenia Uzbeków). Za to poproszone o pozowanie do zdjęć życzą sobie w zamian trzy porcje lodów! Przy okazji opiekun grupy zaprasza nas, abyśmy odwiedzili ich region i poleca muzeum sztuki w Nukus. To ponoć unikalna kolekcja artystyczno-etnograficzna niejakiego Igora Sawitskiego.
      Wokół Registanu zbiera się coraz więcej grup artystycznych. Nie dajemy z Mają za wygraną i idziemy przekonać strażników, żeby nas wpuścili bliżej artystów. Niedaleko w cieniu medresy rozsiadła się grupa kobiet z instrumentami ludowymi. Widać, że świetnie się bawią i ich luz działa na nas jak magnez. Każdy z mundurowych, z którym rozmawiamy, zasłania się jakimś naczelnikiem czy przełożonym. "Nielzja", wciąż słyszymy to samo. W końcu postanawiamy zignorować zakazy i ruszamy w stronę grupy. Roztańczone i rozśpiewane kobiety od razu nas wchłaniają w wirujący tłum. Jak się dowiedziały, że jesteśmy z Polski, to zamiast uzbeckich tradycyjnych rytmów od razu zaintonowały "Rozkwitały jabłonie i grusze..." i już z Mają wijemy się w namiastce spontanicznego tańca brzucha. Chyba brak nam jednak okrągłych kształtów naszych towarzyszek, żeby poruszać się tak rytmicznie z ich gracją!
      Po zmroku kręcimy się jeszcze trochę po centrum Samarkandy, obserwując jak stare budowle zmieniają barwy w nocnym oświetleniu. Szczególnie intrygująco prezentuje się mauzoleum Tamerlana, które z ciemności wyróżniają kolorowe światła. W punktowym świetle reflektorów wyeksponowane są egzotyczne linie budowli, za to giną szerokie ulice, zaparkowane na chodnikach samochody i proste linie nowoczesnych budynków. Po zachodzie słońca Samarkanda pokazuje swoje oblicze, które trwa jakby poza czasem.
      Dopiero rano udaje się nam zwiedzić Registan. Mieszamy się z tłumem zwiedzających. Samarkanda jest doskonałym przykładem marketingu turystycznego. Dzięki swojej legendzie i kilku zachowanym zabytkom, jest dziś obowiązkowym celem wszystkich wycieczek udających się do Centralnej Azji lub podążających Jedwabnym Szlakiem. Piękna architektura, misterne mozaiki, złocone stiuki i zdobienia. Ale nie zawsze to tak wyglądało. Kupujemy pocztówkę z fotografią dawnej Samarkandy, jedną z wielu reprodukcji z bogatej kolekcji starych zdjęć miasta, którą oglądamy w Registanie. Widać, że na początku ubiegłego stulecia zabytki Tamerlana nie były otaczane taką samą opieką i czcią jak dziś. Odrapane, zniszczone przez wiatry i burze, wystawały jak kikuty ponad gwar ulicy, tłumy kupców, wielbłądów, samochodów.
      Z Registanu kieruję swoje kroki w stronę bazaru znajdującego się po wschodniej stronie miasta. Po drodze mijam pomnik przedstawiający karawanę trzech podróżników z wielbłądami. To dwóch braci, kupców Polo, wraz ze słynnym Marco, którzy tu przybyli w XIII wieku.
      Dalej deptakiem Taszkient dochodzę do imponującego meczetu Bibi-Chanum. W swoim czasie był to największy meczet w świecie islamu. Padł ofiarą swej wielkości: ponoć niedługo po ukończeniu budowy zawaliła się jego główna brama (miała 35 metrów). Konstrukcja runęła raz jeszcze w 1897 podczas trzęsienia ziemi. Prace restauracyjne prowadzone przez rosyjskich konserwatorów przywróciły budowli jej pierwotny charakter i funkcję. Wykonano je na tyle gruntownie, że wokół meczetu usunięto 3 metry ziemi, żeby dokopać się do poziomu terenu sprzed kilkuset lat.
      Z meczetem tym związana jest chyba najczęściej powtarzana legenda dotycząca Samarkandy. Głosi ona, że Bibi-Chanum była ukochaną żoną Tamerlana. Podczas, gdy wódz przebywał na wyprawie wojennej, postanowiła dla niego zlecić budowę wspaniałego meczetu. Osobiście doglądała robót. Prace budowlane się jednak przedłużały, a termin powrotu Tamerlana z wyprawy był coraz bliżej. Zakochany w Bibi-Chanum architekt obiecał zakończenie budowli na czas, po warunkiem, że Bibi-Chanum zgodzi się na jeden pocałunek. Ostatecznie żona wodza uległa namowom. Architekt dotrzymał słowa i ukończony meczet czekał na Tamerlana. Niestety, namiętny pocałunek zostawił ślad. Wódz wpadł w gniew i ... Tu źródła podają trzy wersje wydarzeń. Według jednej z nich, uciekając przed strażnikami okrutnego wodza, architekt wspiął się na czubek kopuły meczetu i w rozpaczy rzucił się w dół. Według drugiej wersji, Tamerlan ukrył swoją zazdrość i pod pozorem podziwiania piękna Samarkandy z góry meczetu, udał się na szczyt meczetu wraz z żoną, a następnie sam zepchnął ją w dół. Według trzeciej, najmniej dramatycznej wersji wydarzeń, po tym zdarzeniu Tamerlan nakazał, aby w jego imperium kobiety zakrywały twarze welonem.
      Bazar przylegający do meczetu zaskakuje swoją schludnością i przestronnością. Można jednak odnieść wrażenie, że niewiele się tu zmieniło od stuleci. Jak to na azjatyckich bazarach, można tu kupić wszystko. Nie daję się skusić na typowe haftowane uzbeckie czapeczki, ale kupuję kilka stakańczyków prażonych w popiele pestek brzoskwiń, lokalnego przysmaku "do podgryzania" jako dodatek do powszechnie serwowanej tu zielonej herbaty.
      Stojąc tyłem do głównej bramy wejściowej bazaru ma się przed oczami Shahr-i-Zindah, czyli dawny kompleks cmentarny. Jego nazwa, która oznacza Grobowiec Żyjącego Władcy, odnosi się do islamskiego świętego, który jest tu pochowany, a miejsce to jest celem pielgrzymek wielu muzułmanów. Legenda głosi, że Kusam ibn-Abbas, kuzyn proroka Mahometa, który jako jeden z pierwszych przybył na te tereny szerząc islam w VII w., dosłownie stracił głowę w zamachu, który miał tu właśnie miejsce. Jednak cudownym zrządzeniem losu nie umarł, ale chwyciwszy swą głowę pod pachę wskoczył do studni, gdzie śpi (!) do dnia dzisiejszego.
      Na północny-wschód od bazaru znajduje się kompleks Afrosiab, czyli pozostałości pierwszej osady pochodzącej z V w. p.n.e., którą Aleksander Wielki nazwał Markandą. Było to kosmopolityczne miasto, otoczone murami, z rozwiniętą siecią kanalizacji, rządzone przez perską dynastię Achemenidów. Aleksander Wielki podbił te tereny w 4 w. p.n.e. i poślubił Roxanę, córkę lokalnego wodza. Legenda głosi, że była jedną z Amazonek, wojowniczek z Centralnej Azji, których bohaterstwo i oddanie sprawie jest dziś przysłowiowe. Inaczej jednak przedstawiono jej wizerunek w hollywoodzkiej produkcji o Aleksandrze Wielkim sprzed kilku lat.
      Oprócz znalezisk archeologicznych, ciekawostką Afrosiab jest grobowiec starotestamentowego proroka Daniela, którego ciało sprowadził do Samarkandy Tamerlan. Uwagę zwraca wyjątkowy ze względu na swe rozmiary sarkofag. Ma on 18 m! A to ze względu na fakt, że podobno każdego roku ciało proroka rośnie pół cala...
      Położenie na skrzyżowaniu szlaków handlowych do Chin, Persji i Indii sprzyjało rozwojowi Samarkandy, choć jej władcy zmieniali się często. Byli wśród nich Zachodni Turkowie, Arabowie (którzy wprowadzili Islam), Perscy Samanidzi, Karachanidzi, Turcy Seldżuccy. Dzięki uzyskaniu od jeńców chińskich pojmanych w bitwie pod Talas w 751 r. tajemnicy produkcji papieru, już w VIII w. w Samarkandzie powstała pierwsza w świecie arabskim papiernia. Samarkanda kwitła aż do czasów, gdy miasto zostało zniszczone przez armię Czyngis Chana w 1220 r. Po najeździe wielkiego wodza mongolskiego właściwie nic nie ocalało z dawnej Samarkandy.
      Dopiero Tamerlan wskrzesił Samarkandę i nadał jej status stolicy swego imperium, rozciągającego się od Indii do Turcji. Wybór rzekomo był trafiony w dziesiątkę, jak powiedział nam jeden z przygodnych przewodników-amatorów, kręcący się przy jednym z meczetów z pięknym portykiem osadzonym na drewnianych kolumnach. "W Samarkandzie jest specjalne powietrze. Tutaj mięso pozostawione na 4 dni się nie zepsuje. Tu jest najlepsza pogoda. Samarkandę omijają wszelkie kataklizmy." Z tym akurat nie mogę się zgodzić, bo przecież trzęsienie ziemi zdarzały się w Samarkandzie nie raz! Cóż, nie ważne...
      Tamerlan stworzył swoje imperium w ciągu 36 lat, a jego stolicą uczynił właśnie Samarkandę. Z jednej strony był on okrutnym i bezwzględnym wojownikiem, który zasłynął z tego, że budował wieże z głów pokonanych wrogów, tudzież kazał swojej armii używać ich do nabijania dział. Znany jako "miecz islamu" spędzał sen z powiek władców chrześcijańskich, hinduistycznych i buddyjskich, traktując ich wszystkich jako niewiernych. Jego imię siało strach w Azji, Afryce i Europie. Ale Tamerlan był też wielkim mecenasem i miłośnikiem sztuki, który ze swojej ukochanej Samarkandy chciał uczynić perłę Azji. Samarkanda słynęła z baśniowego przepychu. Z podbitych krajów Tamerlan ściągał tu najlepszych rzemieślników i artystów. Władca osobiście doglądał prac budowlanych. Jeżeli efekt końcowy uznał za niesatysfakcjonujący, kazał wszystko równać z ziemią.
      Do połowy XV w. pod panowaniem Timurydów, a szczególnie Ulugbega, wnuka Tamerlana, Samarkanda była najsłynniejszym ośrodkiem kultury, nauki i sztuki, znów była epicentrum ówczesnego świata intelektualnego. Sam Ulughbek lubował się w naukach ścisłych. Wybudował nawet swoje własne obserwatorium, które można zwiedzać do dziś, a w nim m.in. gigantyczny marmurowy sekstant, o długości łuku wynoszącej 63 metry. W XVI wieku nastali kolejni władcy tych terenów, czyli uzbeccy Szejbanidzi, którzy przenieśli stolicę swojego państwa do Buchary, a Samarkanda stała się jednym z podrzędnych miast chantau bucharskiego. W tym czasie Jedwabny Szlak też już stracił swoje znaczenie handlowe. Samarkanda ponownie popadła w zapomnienie. Do XVIII w., po serii trzęsień ziemi, miasto było praktycznie niezamieszkane. Emir Buchary na siłę starał się zasiedlać Samarkandę pod koniec stulecia, ale tak naprawdę to życie miastu przywrócili Rosjanie, którzy najpierw podbili je w 1868 roku, a potem przyłączyli do carskiego imperium koleją transkaspijską 20 lat później. Za czasów ZSRR, w 1924 r., Samarkanda została ogłoszona stolicą Uzbeckiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, ale wkrótce straciła ten przywilej na rzecz Taszkentu.
      Już po powrocie do Polski znalazłam jeszcze jedną literacką historię związaną z Samarkandą. W swym opowiadaniu "Trębacz z Samarkandy" Ksawery Pruszyński opisuje zdarzenie, które związane jest z Samarkandą i legendą hejnału mariackiego. Pisarz odwołuje się do czasów, gdy armia generała Andersa dotarła do Samarkandy. Wtedy to podobno miejscowa starszyzna miała poprosić generała, aby zagrali dla nich trębacze z jego armii. Prośba była szczególna i dotyczyła melodii granej od pradawnych czasów na wieży stolicy kraju, z którego pochodzili. Domyślono się, że chodzi o hejnał mariacki z Krakowa. Ale dlaczego akurat to? Otóż podobno w starych kronikach był gdzieś zapis o wyprawie na północny zachód. Wyprawa zakończyła się klęską, wielu żołnierzy zginęło. Wierzono, że klęska była wyrazem gniewu bożego, że zaatakowano miasto w czasie, gdy ... lokalny muezin wzywał wiernych do modlitwy. Klątwa ta miała ciążyć na całym narodzie do czasów, aż nie przyjedzie wojownik z napadniętego kraju i nie zagra tej samej melodii w Samarkandzie do końca... Fikcja literacka przeplata się tu z prawdą, a historia z legendami. Ale taka właśnie jest Samarkanda.

INFORMACJE DODTAKOWE:
Tamerlan czyli Timur zwany Chromym - tatarski wojownik, który żył w XIV wieku. W krótkim czasie podbił ogromne obszary Azji, docierając na wschodzie aż do Delhi. Zdobył Zakaukazie, zniszczył potęgę Złotej Ordy i stanął u wrót Europy. Jego ułomność była wynikiem ciężkich ran odniesionych jeszcze w młodym wieku w starciach zbrojnych. Jednak mimo kalectwa nie zaprzestał aktywnego życia, typowego dla dawnego koczownika. Dożył słusznego jak na średniowiecze wieku 69 lat. Był człowiekiem obdarzonym niezwykłą inteligencją, choć ponoć do końca życia pozostał analfabetą. Jednak jako wytrawny strateg przed każdą wyprawą prowadził drobiazgowe przygotowania. Przed atakiem dokładnie sprawdzał wszelkie informacje na temat atakowanego miejsca, miał znakomity wywiad i wielu szpiegów. Jego armia złożona głównie z koczowników ze stepów była doskonale wyszkolona i posłuszna swojemu wodzowi. Jednak Tamerlan wiedział, że tylko bogate łupy wojenne będą mu w stanie zapewnić jej nieustanną lojalność i pełne oddanie w walce.

PODRÓŻE RODZINY POLO
W XIII w. weneccy kupcy szukali nowych możliwości do rozwijania szlaków handlowych na wschód. Byli wśród nich bracia Niccolo i Maffeo Polo, którzy wiedzeni duchem przedsiębiorczości i komercji posuwali się na wschód przez bezdroża Azji Centralnej, aż dotarli na dwór Kubilaj-chana, wnuka Dżyngis Chana. Za sprawą wyjątkowej azjatyckiej gościnności (której wielu podróżników chcąc nie chcąc może doświadczyć nawet dziś), ich pobyt na dworze władcy przedłużył się na kilka lat. Chan zgodził się na ich powrót do Europy pod warunkiem, że przyjmą rolę jego wysłanników do papieża. Chan zaprosił na swój dwór 100 uczonych kościoła chrześcijańskiego, którzy mieli przekonać go, co do nowej doktryny religijnej. Jeżeli odnieśliby sukces, chan gotowy był nawrócić całe swoje królestwo na chrześcijaństwo! Podróż powrotna braci Polo zajęła 3 lata. Jednak w rodzinnej Wenecji, nikt nie chciał uwierzyć w ich niesamowite opowieści. Ostatecznie papież zdecydował się oddelegować tylko dwóch biskupów na dwór chana, gdy po kilku latach bracia Polo znowu wyruszali na wschód. Tym razem jednak wraz z nimi wyruszył Marco, kilkunastoletni syn Nicolo. Chan docenił nieprzeciętną inteligencję i zdolności obserwacyjne Marco. Wkrótce starzejący się władca uczynił z niego swojego doradcę i przedstawiciela. Marco wiele podróżował po odległych zakątkach imperium chana, zdając mu sprawę z tego, co się dzieje w jego królestwie. Tym razem kupcy spędzili 16 lat na dworze chana. Pozwolono im wrócić do Europy dopiero w zamian za obietnicę eskorty do Persji mongolskiej księżniczki, która miała być tam wydana za mąż. Wiele lat później w bitwie morskiej, podczas wojen Wencji z Genuą, Marco Polo trafił do więzienia. Tam zdołał spisać swoje opowieści. Jednak nikt wciąż nie dawał im wiary. Na łożu śmierci wyznał tylko: "Nie opowiedziałem nawet połowy tego, co widziałem".

JEDWABNY SZLAK
Mianem Jedwabnego Szlaku określa się drogi przemierzane od średniowiecza, a łączące Chiny z Europą. Termin ten został użyty po raz pierwszy dopiero w XIX w. Początkowo szlak ten miał znaczenie handlowe (m.in. do przewożenia nieznanego wcześniej w Europie jedwabiu z Chin), ale z czasem przemierzało go też wielu pielgrzymów, filozofów, wędrowców. W rzeczywistości nie była to jedna droga, ale wiele tras. W ówczesnym świecie nie służył wyłącznie wymianie dóbr towarowych, ale również był kanałem, poprzez który nowe myśli filozoficzne i religijne rozchodziły się po ówczesnym świecie. Jego znaczenie podupadło po odkryciu drogi morskiej do Indii.

RUBAJATY
Tematem książki pod tytułem "Samarkanda" są Rubajaty Omara Chajima, żyjącego w XI wieku perskiego poety, astronoma, filozofa, lekarza i matematyka. Właściwie jest to historia księgi, którą spisał, przedstawiona w kontekście dawnych i współczesnych dziejów tego regionu. Rubajaty to dowcipne, śmiałe, nieraz cyniczne czterowiersze, w których autor drwił z różnych filozoficznych i teologicznych prądów swoich czasów, zwłaszcza ortodoksyjnych oraz nostalgicznie rozważał różne odcienie egzystencjalnego bezsensu.

"Powiedz, jaki człowiek nigdy nie złamał Twego Prawa?
Powiedz, jaki ma smak życie bez grzechu?
Jeżeli za pomocą zła karzesz zło, które uczyniłem,
Powiedz, jaka jest różnica między Tobą i mną?"
Omar Chajim




Iwona Kozłowiec

strona główna wyprawy Azja2007
artykuł o tuwińskim szamaniźmie z Czwarty Wymiar
artykuł o Ałtaju z Off-road Pl
artykuł o Uzbekistanie z Off-road Pl

Opis innych podróży do Azji Indie1999, Azja2005, Azja2003, Azja2008, motocyklem 2008, motocyklem 2009, Indie2010 znajdziecie również na tej witrynie.

Zobacz inne artykuły.